Najważniejsze dla Europy wybory prezydenckie odbędą się w USA. Zwycięstwo Donalda Trumpa może oznaczać wycofanie się Stanów Zjednoczonych z Paktu Północnoatlantyckiego. Na Starym Kontynencie wśród urzędników i dyplomatów rosną poważne obawy przed osłabieniem struktury bezpieczeństwa światowego. Coraz częściej pojawiają się też głosy mówiące, że Europa musi przygotować system odstraszania Rosji, który nie uwzględnia pomocy sojuszników zza Atlantyku.

W miarę rosnącego poparcia dla Donalda Trumpa, zwiększają się europejskie obawy, że jego prezydentura może oznaczać wycofanie się Amerykanów z NATO - donosi "New York Times".

Trump wielokrotnie podkreślał, że postrzega Sojusz Północnoatlantycki jako układ nierówny i skutkujący drenażem zasobów amerykańskich. Od ćwierć wieku były prezydent USA oskarża przywódców europejskich o wykorzystywanie Stanów Zjednoczonych do tworzenia bariery przed zagrożeniem z Rosji - bariery, w której utrzymanie kraje Europy nie inwestują wystarczających środków.

W swojej książce z 2000 roku "Ameryka na jaką zasługujemy" Trump napisał o kolosalnych oszczędnościach, które przyniosłoby wycofanie się USA z Sojuszu. W ostatnim czasie główny rywal Joe Bidena nieco rzadziej poruszał tę kwestię, ale na stronie internetowej jego kampanii figuruje zdanie, które może zmrozić krew w żyłach strategicznych partnerów Waszyngtonu: "Musimy zakończyć proces, który rozpoczęliśmy pod moją administracją, a który polega na zasadniczej ponownej ocenie celu i misji NATO".

Trump przyjmuje pielgrzymki

Próżno szukać dokładnego wyjaśnienia słów zamieszczonych na witrynie Donalda Trumpa. Ta niejasność wywołuje niepewność i niepokój w Europie, a także wśród amerykańskich przeciwników prowadzenia izolacjonistycznej polityki przez Stany Zjednoczone.

Kto żyw, próbuje się dowiedzieć o co chodzi Trumpowi. "NYT" pisze o "pielgrzymkach" europejskich ambasadorów do współpracowników prezydenta - wszystko po to, by wybadać jego prawdziwe zamiary. Amerykański dziennik pisze o ambasadorze Finlandii, który skontaktował się bezpośrednio z Donaldem Trumpem i próbował bezpośrednio przekonać go do tego, że zaangażowanie USA w NATO ma szczególną wartość dla Helsinek, jako nowego członka Sojuszu.

W rozmowach, anonimowi urzędnicy i dyplomaci z Europy przez kilka ostatnich miesięcy sygnalizowali, że obawiają się "zemsty" Trumpa. W Europie narastać ma alarm - powrót byłego prezydenta do władzy może oznaczać nie tylko porzucenie Ukrainy, ale unicestwienie Paktu i wycofanie się Amerykanów z kontynentu.

"W Europie panuje wielka obawa, że druga prezydentura Trumpa doprowadzi do faktycznego wycofania Stanów Zjednoczonych z NATO" - powiedział cytowany przez "NYT" James G. Stavridis, emerytowany czterogwiazdkowy admirał Marynarki Wojennej, który był najwyższym sojuszniczym dowódcą NATO w latach 2009-2013. "Byłaby to ogromna strategiczna i historyczna porażka naszego narodu" - dodaje.

Europa nie jest gotowa na najczarniejszy scenariusz

Wojna w Ukrainie uwidoczniła problemy NATO. Bez początkowej determinacji Stanów Zjednoczonych, Europa nie byłaby w stanie zapewnić Kijowowi odpowiednich dostaw broni i amunicji. Bez nich, obraz konfliktu za naszą wschodnią granicą mógłby być zupełnie inny. 

Gdy jednak sojusznicy koncentrowali się pod amerykańskim przywództwem na zapewnieniu Ukrainie możliwości przetrwania, odsunięto równocześnie szerszą, gospodarczą, polityczną i społeczną perspektywę utworzenia strategii bezpieczeństwa, która mogłaby kontrować rosyjskie przygotowania do wojny totalnej na kontynencie.

"Rosja przestawiła obecnie swoją gospodarkę na poziom wojenny; produkcja amerykańska nie wystarcza do uzupełnienia własnych zapasów i zaspokojenia potrzeb Ukrainy; a kraje europejskie próbują poradzić sobie z coraz bardziej niebezpieczną sytuacją, wychodząc z niezrównoważonej postawy obronnej i przemysłowej w czasie pokoju" - pisze brytyjski think tank Royal United Services Institute (RUSI). Tymczasem, jak podkreślono, Amerykanie stają przed coraz poważniejszym wyzwaniem chińskim w rejonie Indo-Pacyfiku, co odwróci uwagę Waszyngtonu od zagrożeń dla Europy ze strony Rosji.

Skoro Rosja przygotowuje się do zmiażdżenia Ukrainy i ostatecznego zniechęcenia Zachodu do przekazywania pomocy, europejski system odstraszania musi być gotowy. Nie jest.

"Europie nie udało się dokonać niezbędnych inwestycji w zwiększenie mocy produkcyjnych w przemyśle i wydatków na obronę. Z godnym uwagi wyjątkiem Polski wiele krajowych zobowiązań dotyczących znacznych dodatkowych wydatków na obronę albo jeszcze się nie zmaterializowało, albo nie ma wejść w życie przez kilka (najbliższych) lat" - pisze RUSI i dodaje, że przestawienie się Europy na tryby wojenne będzie wymagać zupełnie nowego, silniejszego formatu i przywództwa politycznego.

W obliczu rosnącego zagrożenia ze strony Rosji, jedynym wyjściem jest stworzenie systemu, który przekona Kreml, że wojna przyniesie mu więcej strat niż korzyści. A to będzie niezwykle trudne, bo Władimir Putin udowodnił już, że będąc oportunistą, jest skłonny podjąć ryzyko militarnego konfliktu, testując jednocześnie odwagę zachodnich liderów.

"Zanim inwestycje w obronność przyniosą owoce, potrzeba lat, dlatego nawet jeśli niezbędne inwestycje zostaną dokonane w krótkim czasie, wystąpi znaczne opóźnienie, zanim widoczne będą rezultaty w rozwoju sił frontowych. Stwarza to zagrożenie, które potencjalnie może pojawić się zaledwie za kilka lat - jest praktycznie tuż za rogiem" - konkluduje RUSI.