„Babcia skakała koło dziadka jak służąca, choć on wcale jej nie szanował. Czuł się jak król, lecz w końcu stracił koronę”

Wściekły mąż fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„Nie wszyscy w rodzinie wierzą, że dziadek faktycznie się zmienił. Twierdzą, że udaje przez wyrachowanie, bo już wie, jak smakuje życie w pojedynkę, bez wsparcia babci, ale kiedy tylko uda mu się ją przekabacić, wszystko wróci na dawne tory”.
/ 11.03.2023 08:30
Wściekły mąż fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

Cała nasza rodzina wie, że dziadek Marcin to bardzo dziwny człowiek! Mówi się, że z nim może wytrzymać tylko taki anioł jak babcia Tereska. Ona jedna ma cierpliwość i zrozumienie dla takiego uparciucha i tyrana jak dziadek. Choć podobno przeżywali różne kryzysy, zawsze jakoś z nich wychodzili. Dopiero w tym roku wszystko się posypało.

Babcia Tereska śmiała się, że dziadek jest jej trzecim dzieckiem, i to tym najmniej samodzielnym i wymagającym stałej opieki. A syn i córka szybko poszli na swoje i znaleźli miejsce do życia daleko od rodzinnego domu. W rodzinie plotkowano, że dzieci miały dosyć surowej dyscypliny wprowadzanej przez dziadka, jego wtrącania się do ich spraw, dlatego wybrały studia i pracę na drugim końcu Polski.

Dziadek miał ochotę i tam wściubiać swój nos, ale nie bardzo mu się chciało podróżować, więc odpuścił ku radości swoich potomków i widywał ich tylko z okazji świąt, co i tak kończyło się na ogół rodzinnymi niesnaskami. Dziadek wiecznie narzekał na swoje zdrowie, choć był silny jak koń i rzadko miewał nawet katar. Za to babcia Tereska była delikatna i wyglądała jak chucherko, ale nie wolno jej było pokazywać, że się źle czuje, bo to dziadka denerwowało i psuło mu humor.

Jak do niego trafić?

Nasza rodzina jest duża, składa się z wielu ciotek, wujenek, kuzynów i szwagrów, więc od czasu do czasu ktoś próbował babcię zbuntować i mówił:

– Ty się puknij w głowę, Tereska! – mówiła ciocia Lucynka. – Nie widzisz, że on cię wykorzystuje? Latasz koło niego, dogadzasz mu, podtykasz smakołyki, a co masz w zamian? Ani z tobą pogada, ani się uśmiechnie… Siedzi z nosem w krzyżówce i cały dzień słowa od niego nie usłyszysz, chyba że „przynieś, podaj”. Kto by to zniósł? Żeby to jeszcze był jakiś inwalida, ale to chłop jak dąb! Silny, wypoczęty, najedzony i  wyspany, to nic dziwnego, że ma siłę, żeby się wiecznie do czegoś przyczepiać. A ty to znosisz bez słowa sprzeciwu, to się nie dziw, że on korzysta. Ciekawe, co by było, gdybyś się zbuntowała.

Ale babci Teresce bunt nie przychodził do głowy! Kochała swojego Marcina, rozpieszczała go i nie miała zamiaru niczego zmieniać. Gdy ktoś za bardzo się wtrącał w ich życie, mówiła:

– Robię, co robię, i nikomu nic do tego. Proszę was o radę? Nie proszę. Więc zajmijcie się swoimi sprawami.

Kiedy się zaczęła pandemia i świat stanął na głowie, dziadek Marcin wpadł w histerię, że to już na pewno zbliża się jego koniec. Przestał wychodzić z domu, kazał babci myć wszystkie produkty, które przyniosła za sklepu, a ręce mył tak często, że w końcu dostał jakiegoś uczulenia.

Babcia Tereska, jak zwykle znosiła wszystko bez słowa sprzeciwu. Ona, nie nosząca zapachu i smaku czosnku, robiła dziadkowi czosnkowe nalewki i maceraty, bo on gdzieś usłyszał czy wyczytał, że czosnek pomaga na wszystko, a więc również na koronawirusa.

Całe mieszkanie cuchnęło tym odorem, więc babcia, żeby nie zemdleć, wychodziła co i rusz na balkon. Wiosna była zimna i deszczowa, więc takie ciągłe wyskakiwanie z ciepłego mieszkania na chłód i wilgoć musiało się źle skończyć. Babcia Tereska się rozchorowała. Ciężko. Najpierw na zapalenie oskrzeli, a potem dołączyły się do tego płuca. Kasłała, gorączkowała, miała kłopoty z oddychaniem, no jednym słowem lekarz na telefon uznał, że trzeba ją zabrać do szpitala i tam potwierdzić albo wykluczyć najgorsze.

Dziadek został sam

Dziadek był na kwarantannie. Zamknięty w domu nawet nie podchodził do okna, taki był przerażony, a przyniesione pod drzwi zakupy odbierał w maseczce i rękawiczkach. Oczywiście rodzina nie zostawiła go samego; wystarczył jeden telefon, aby miał to, o co poprosił, ale i tak zachowywał się nieznośnie. Miał pretensje do całego świata, chociaż to przecież nie on ciężko chorował i nie jego życie było zagrożone. Sprawiał takie wrażenie, jakby w ogóle nie martwił się o babcię, tylko był zły, że ona ośmieliła się źle poczuć i go zostawić bez opieki.

– Jak ona mogła? – zapytał kiedyś podczas rozmowy telefonicznej i tak wkurzył jedną z kuzynek, że go porządnie obsztorcowała. Nie wyciągnął z tego żadnych wniosków. Obraził się i przerwał połączenie…

Zastanawialiśmy się, co będzie, gdy babcia wydobrzeje i wróci do domu.

– On jej nie da spokoju – mówili wszyscy krewni. – Zaraz zacznie wymagać, a ona się zwlecze z łóżka i dla świętego spokoju zrobi, co będzie chciał. To się źle skończy!

Jednak okazało się, że nasze obawy były niepotrzebne, bo babcia Tereska zrobiła wszystkim niespodziankę i oznajmiła, że po szpitalu nie wraca do domu, tylko jedzie na rekonwalescencję do swojej córki, daleko stąd. Już mają wszystko obgadane i załatwione. Podjęła decyzję, uważa, że postępuje słusznie, i zdania nie zmieni.

– A co z dziadkiem Marcinem? – zapytał mój brat z troską.

– Musi sobie poradzić – odpowiedziała babcia. – Jest dorosły, całkiem dobrze się trzyma, na pewno ma więcej sił niż ja, umie o siebie zadbać, nie pozwoli więc zrobić sobie krzywdy.

– Rozmawialiście o tym? – drążył Arek.

– Po co? Tu nie są potrzebne żadne rozmowy. Zawiadomiłam dziadka o swoich zamiarach i to wszystko.

– Jak zareagował? Zgodził się? – wtrąciłam się do rozmowy, bo brat włączył w komórce tryb głośnomówiący.

Udawał, że dobrze mu samemu

– A co ma się zgadzać albo nie zgadzać? To moje zdrowie. Dopiero gdy leżałam na szpitalnym łóżku, zrozumiałam, jaka byłam niemądra, tak się nie oszczędzając i trwoniąc siły. Przypomniałam sobie te wszystkie nasze wspólne lata i zobaczyłam nas w całkiem innym światle. Jego, dumnego jak paw i siebie – milczącą, wiecznie drobiącą za czymś kurę tak sterroryzowaną, że nawet zapomniała, jak się gdacze. To był okropny obraz. Chcę go wyrzucić z pamięci i wszystko zmienić. Ta pandemia mi uświadomiła, jakie kruche jest życie, jak je trzeba szanować i cenić. I jak głupio jest poświęcać wszystko dla innych, szczególnie wtedy, gdy oni tego nie doceniają i nie potrzebują, bo sami mogą dać sobie radę.

– Ale dla dziadka to będzie cios. Może się nie podnieść – zaskomlał Arek.

– Nie znacie go, moje dzieci, tak dobrze jak ja. Zaraz sobie wmówi, że spotkała go straszna krzywda, i tak się na mnie obrazi, że zapragnie mi udowodnić, jaki jest samodzielny. Zrobi wszystko, żeby jego było na wierzchu. Pokaże się od najlepszej strony, żeby wszyscy mogli go podziwiać, że się nie załamał i bardzo dobrze funkcjonuje beze mnie. Że to, co o nas gadali, było nieprawdą i że on jest zaradny, energiczny, pracowity i opiekuńczy. Tak będzie!

Trzeba przyznać, że babcia Tereska miała rację. Rzeczywiście wyjechała do cioci Wandy na prawie pół roku. Wydobrzała, wzmocniła się, poweselała i nabrała kondycji. Poznała nowych ludzi, z niektórymi się zaprzyjaźniła i choć czas pandemii nie sprzyja ożywionym kontaktom, więcej się śmiała, wychodziła z domu i cieszyła życiem niż przez ostatnie dwadzieścia, a może nawet trzydzieści lat.

Z dziadkiem Marcinem utrzymywała kontakt telefoniczny. Na początku dzwoniła tylko ona, regularnie, raz w tygodniu. Pytała, co słychać, i zawsze słyszała, że wszystko jest w porządku. Dziadek nigdy nie zapytał, kiedy wraca. Mówił, że uczy się gotowania i że nawet to polubił. Że pomalował duży pokój, wyremontował łazienkę, kupił nową kanapę i fotele. Podkreślał, że to wszystko zrobił sam, bez niczyjej pomocy. My nawet nie mogliśmy pomóc, bo mieszkamy daleko…

Babcia go chwaliła, cieszyła się, pytała o szczegóły, podkreślała, że zawsze w niego wierzyła. Nigdy nie rozmawiali o jej ewentualnym powrocie. Babcia twierdziła, że poczeka, aż dziadek sam zapyta. Doczekała się jakiś czas temu, kiedy podczas kolejnej rozmowy telefonicznej usłyszała:

Ciekawe, czy dziadkowi się to spodoba…

– A może chciałabyś sama zobaczyć i ocenić, jak sobie radzę?

Zapadła długa cisza, bo babcia Tereska specjalnie milczała, aż wreszcie dziadek wykrztusił:

– Stęskniłem się za tobą, Tereniu. Nie ma co udawać, że mi dobrze, bo dobrze nie jest, tylko pusto i samotnie. Miałem czas, żeby wszystko przemyśleć. Bez ciebie nic nie ma sensu i nic mnie nie cieszy. Nie przedłużaj tego, zasłużyłem na karę, ale nie na dożywocie. Wracaj, proszę…

Nie wszyscy w rodzinie wierzą, że dziadek faktycznie się zmienił. Twierdzą, że udaje przez wyrachowanie, bo już wie, jak smakuje życie w pojedynkę, bez wsparcia babci, ale kiedy tylko uda mu się ją przekabacić, wszystko wróci na dawne tory. Babcia Tereska na razie nie zdecydowała, co dalej, ale wygląda, jakby się szykowała do drogi. Zrobiła sobie nową fryzurę, kupiła fajny, jesienny płaszcz i torebkę. Wszystko dla siebie, nic dla dziadka.
Może to o czymś świadczy? Może babcia istotnie się zbiera do drogi, ale wróci całkiem inna. Ciekawe, czy dziadkowi się to spodoba…

Czytaj także:
„Niech mi ktoś powie, że miłość jest tylko dla młodych. Moja babcia zakochała się na zabój w wieku 71 lat”
„Moja babcia prowadziła podwójne życie. Czuję się oszukana i zdradzona, ale najbardziej żal mi dziadka”
„Przez całe dzieciństwo mama wmawiała mi, że moja babcia nie chce mnie znać. Przypadkiem odkryłem, że to nieprawda”

Redakcja poleca

REKLAMA